Chyba najbardziej pokręcona książka Małeckiego jak dotąd, może obok "Korowodu". A jaka zarazem wyśmienita.
W moim odczuciu jest to hołd złożony Josephowi Conradowi i jego twórczości, a jednocześnie próba stworzenia własnej wersji "Jądra Ciemności". Najsłynniejszą książkę Conrada czytałam rzecz jasna, ale bardzo dawno temu, więc wspomnienia z niej mam nieco zatarte. Pamiętam, że nie jest to najłatwiejsza pozycja w odbiorze. U Małeckiego jest dużo prościej i sympatyczniej, najbardziej skomplikowane są długie cytaty Conrada, którymi szafuje Czwarty. Mamy fajną historię, lekko straszną, z pogranicza horroru, a na pewno pełną obłędu, jak w "Jądrze Ciemności". Mamy też postać Kurza - nazwanego tak od kurzu, ale za każdym niemal razem miałam wrażenie, że powinnam przeczytać jego pseudonim jak "Kurtz". Mamy głównego bohatera, który jest narratorem i opisuje tą coraz bardziej szaloną rzeczywistość, która ich otacza.
Jest historia w historii - mamy tu trzech facetów zamkniętym w dziwnym szpitalu, a jeden z nich w napadach gorączki dyktuje głównemu bohaterowi powieść równie dziwną i straszną.
Kolejna perełka, ale w sumie mnie to nie dziwi - Małecki trzyma poziom.
lubimyczytac.pl:
Dresiarz Grzegorz, biznesmen Kurz, stary Maruda i ten Czwarty. Doborowe towarzystwo w jednej sali szpitalnej. Ich historia byłaby jednak zupełnie inna, gdyby nie włączył się w nią jeszcze ktoś: Joseph Conrad. Jego obecność zmienia tutaj wszystko.
Grzesiek Bednar zostaje napadnięty na warszawskiej Pradze i trafia do szpitala ze złamanym nosem. Tu poznaje trzech mężczyzn, z którymi wyruszy do swoistego jądra ciemności: pięćdziesięcioletniego biznesmena, wiecznego malkontenta oraz Czwartego – wielbiciela prozy Josepha Conrada. To właśnie ten czwarty, Stanisław Baryłczak, stanie się przyczyną kłopotów. Majacząc, skłania Grzegorza do spisania swojej „ostatniej powieści”. Opowiada o małym Stasiu powołującym do życia kozła z drewna, który staje się jego towarzyszem i przekleństwem.
Opowieść Czwartego z każdym dniem jest bardziej mroczna, a przestrzeń, w której przebywają mężczyźni, zaczyna się kurczyć. Sale znikają, a ściany zaczynają się do siebie zbliżać – wszystko to potęguje lęki bohaterów i wzmaga niepokój narastający w czytelniku.
Mocna, wyrazista proza spod znaku realizmu magicznego, a równocześnie niepozbawiona humoru i satyry. Gdy dodamy do tego wrażliwość językową autora, otrzymamy świetną prozę ze znakiem jakości Jakuba Małeckiego.