Piąteczek, piątunio. Pierwsze pół dnia, aż do drzemki Loczka, były dość ciężkie. Loczek wstał zły jak osa i awanturował się o przebranie pieluchy, ubranie spodni i skarpetek, umycie zębów, wytarcie nosa i odejście od niej na pół kroku. Była biedna i okropnie nieszczęśliwa. Do tego stopnia, że z robieniem śniadania walczyłam godzinę i nie było to proste, serio. Najmilsze chwile przedpołudnia to były te, kiedy już po śniadaniu i 14 awanturkach usiadłam z kawą i Loczkiem na kolanach, przytulałyśmy się i czytałam jej Pucia. Tak, to były fajne chwile, ukojenia i spokoju.
Potem Dzidzia wymęczona trudami poranka padła, a ja zabrałam się za przetworzenie 3kg aronii. Zrobiłam parę słoików dżemu, trochę pomroziłam. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że te dżemy, pomimo dodania jabłek (pektyny), cukru, erytrolu i soku z cytryny są średnio smaczne 🤣 wolę zwykle kupne, heh.
Potem musiałam wybudzić Loczka z drzemki i pędzić po Bombla i na budowę, gdzie na spotkaniu z elektrykiem znaleźliśmy zagubione punkty elektryczne. Jeden z nich mnie szczególnie ucieszył, bałam się, że został przeoczony, a on po prostu został zatynkowany 🤭 Z dobrych wieści, wyspana Dzidzia po drzemce miała już wyśmienity humor do końca dnia.
Ze złych, upatrzony przeze mnie piekarnik Samsung jest dziś o jakieś 800 zł droższy niż dwa dni temu. Trzeba było od razu zamawiać, wrrrr.
Kroków nie ma, bo taki to dzień.
Friday, Friday. The first half of the day, until Curly's nap, was quite heavy. She woke up angry as a wasp and got into a row about disguising his diaper, putting her trousers and socks on, brushing her teeth, wiping her nose and walking away from her for half a step. She was poor and terribly unhappy. So much so that I struggled with making breakfast for an hour and it wasn't easy, seriously. The nicest moments of the morning were when, after breakfast and 14 rows, I sat down with coffee and Curly on my lap, hugged her and read Pucio to her. Yes, it was a fun time, solace and peace.
Then Baby, tired of the hardships of the morning, fell asleep, and I started processing 3kg of chokeberry. I made a few jars of jam, froze a little. And everything would be fine if it wasn't for the fact that these jams, despite the addition of apples (pectin), sugar, erythrolone and lemon juice, are moderately tasty 🤣 I prefer the ones I usually buy, heh.
Then I had to wake Baby from his slumber and rush to get Bombel and to the construction site, where we found lost electrical points at a meeting with an electrician. One of them particularly pleased me, I was afraid that it was overlooked, and it was just plastered 🤭 With good news, the Baby after a nap was already in a great mood until the end of the day. Of the bad ones, the Samsung oven I wanted is about 800 PLN more expensive today than it was two days ago. You should have ordered it right away, wrrrr.
There are no steps, because that's what the day was.