Dziennik #211/2025 - rozmowa

@ataraksja · 2025-07-30 21:33 · polish
Dobry wieczór. Wstałam w sumie wypoczęta. Nie chcę się podniecać, bo na końcu wpisu zobaczycie co się dzieje aktualnie, ale od paru dni udawało mi się spać po mniej więcej 8 godzin. Czasem 7,5, czasem 8 z małym haczykiem, ale generalnie wyglądało to dobrze. Jak już wstałam to poszłam z moim kudłaczem na spacer, a potem poszłam do Biedronki. Stwierdziłam, że skoro dostałam ostatnio od taty 100 zł to nie przepuszczę tego na głupoty tylko kupię zapas kurczaka skoro jest promocja, a ja mam drugi telefon z drugą apką Biedronki i mogłam tego kurczaka spokojnie nabyć. No więc poszłam i na miejscu okazało się, że kurczaka już nie ma. Chyba już w ogóle nie planowali uzupełniać zapasów, bo nawet były cenówki zdjęte. Miałam już wychodzić, a tu nad lodówką widzę napis, że jakieś mięso kosztuje 12 zł / kg. No to podchodzę, patrzę, a to moja ulubiona na gulasz karkóweczka. No to wzięłam 3 kg, bo choć mam zapas karkówki w domu to zawsze to tanie mięso, które bardzo lubię. Po powrocie do domu przyznam szczerze, że kręciłam się bez sensu po domu. Ale nie dlatego, że się nudziłam czy coś, ale dlatego, że nie chciało mi się iść biegać, a dzisiaj według planu treningowego dzień biegania. W ogóle dzień biegu wzorcowego, bo zaczynam plan. Miałam ochotę uciec pod kołdrę, rozpłakać się i przestać istnieć. Mimo wszystko zebrałam dupę i poszłam. Nie wiem czy to możliwe, żeby to była kwestia mojego podejścia do biegania dzisiaj, ale biegło się bardzo ciężko. Bardzo, bardzo. Widać to zresztą po tempie. Ciężko mi w ogóle mówić, że ja biegam. Ludzie szybciej chodzą niż ja się przemieszczam "biegiem". Może mi jest bardziej pisany slow jogging? No w każdym razie trening zrobiłam. Jedno zasługuje na uwagę, bo jest dość ciekawe. Wróciłam do domu upocona jak szczur. Lało się ze mnie, normalnie z twarzy spadały mi krople na ziemię. I nie dlatego, że było gorąco, ale dlatego, że dałam z siebie wszystko ile tylko mogłam. A ja zawsze miałam z tym problem. W poniedziałek było to samo. I do poniedziałku ja nigdy nie wróciłam spocona z biegania. Zawsze fresh. Czyżbym uczyła się wyjścia ze swojej strefy komfortu? Albo już sama nie wiem co się zadziało. ![image.png](https://files.peakd.com/file/peakd-hive/ataraksja/23vsqgi4vCEJ6Bv5D8g4PLYbdeRxoEvPKVXepAeZuYh8dG9feiaA4FLi1nqXwjKMdbrtx.png) ![image.png](https://files.peakd.com/file/peakd-hive/ataraksja/EpGWWFVqQ6FUtv483AB1KnWpp1up7BAp7MB2KXtXHcqdRrHToAS9MFuBr4HeyvRY3JS.png) ![image.png](https://files.peakd.com/file/peakd-hive/ataraksja/23yJhu3NSyxkzB8aab6JeMM9s4hRLhaDNfBmxL1yq8e1ACh83Uvu6JYRsTi2tF9c4Pb9S.png) ![image.png](https://files.peakd.com/file/peakd-hive/ataraksja/EoeM8KrwMBnux97EqDmULc1AcBJm8W63HgFtdWju4Ra4syhUbh5HoCNkzWB6cN2aq4q.png) Dałam z siebie 110% choć to żałosny rezultat. W ogóle to niechcący i nieświadomie wbiegłam na teren szpitala i totalnie nie wiedziałam jak z niego wybiec, ale jakoś się udało. W sumie to było nawet zabawne w aktualnym stanie przebiegać koło bloków szpitala psychiatrycznego i koło soru psychiatrycznego. ![20250730_082412.jpg](https://files.peakd.com/file/peakd-hive/ataraksja/23tbsLteZUvSitk3gUBqhF5QiQsE8KiNVGPgG4dmi655FtLbxuQ7JCbZWxEJHx89rB5qM.jpg) *Źródło: fotografia własna* ![20250730_093518.jpg](https://files.peakd.com/file/peakd-hive/ataraksja/245T3Jcevhjn3gUefnMQKNUjVaEJHRUA8jiyMMjZi46kTJfQFEL19PGwJUCt7AV7kMkdW.jpg) *Źródło: fotografia własna* Wróciłam do domu to wiadomo, prysznic i takie tam. Po parudziesięciu minutach dopadł mnie totalny zjazd nastroju. Jeszcze nie było dramatu z myślami S, ale już było ciężko. Położyłam się do łóżka z psem i próbując to przetrwać zasnęłam na jakieś 30 - 40 minut. Po pobudce wcale nie było łatwiej, ale czekając aż wybije godzina wyjścia do przyjaciółki włączyłam sobie nowy serial i w sumie obejrzałam jeden odcinek i na ten moment jestem wciągnięta na amen. Pojechałam do przyjaciółki i trochę się skrzywiłam, że była jeszcze nasza wspólna koleżanka. Bardzo ją lubię, ale chciałam porozmawiać z przyjaciółką. Niemniej jednak spędziłyśmy wieczór we trzy. Trochę było śmiesznie, trochę strasznie, bo pewne tematy, które poruszały dziewczyny jak seks czy związki kompletnie mnie nie dotyczą, ale i tak było ok. Jak koleżanka poszła do toalety to powiedziałam przyjaciółce, że potrzebuję z nią porozmawiać sam na sam. Ok, ok. Koleżanka pojechała no i w sumie powiedziałam co mi leży na sercu, ale w sumie to nie powiedziałam i w sumie rozmowa wypadła totalnie do kitu, bo kompletnie nie powiedziałam tego co planowałam wcześniej powiedzieć, ale no. Dostałam zapewnienia, że jestem ważna, ale w sumie to logiczne, że są rzeczy i ludzie ważniejsi ode mnie. I jak to interpretować to ja za chuj nie wiem, bo nie oczekuję, że zdetronizuje swoją rodzinę, ale jednak nie chciałabym ciągle przegrywać np. z kotami, a tak jest. Ale już szczerze? Odpuściłam.. Będzie co ma być. Jak ta relacja ma przetrwać to przetrwa jak nie no to nie.. W każdym razie wyraźnie zaakcentowałam, że nie chcę jej okłamywać, nie chcę przed nią zatajać tego co się dzieje w moim życiu, chcę, żeby w nim uczestniczyła, ale tak nie będzie jeśli nie będzie mnie wspierać tylko straszyć policją. No i powiedziała, że to był żart, więc wytłumaczyłam, że w aktualnym stanie kompletnie nie łapię takich żartów i mnie nie bawią tylko wprowadzają lęk i napięcie. Nie wiem, boję się, że to się nie uda. Po prostu po ludzku się boję, że stracę tak cholernie ważnego dla mnie człowieka. Nie wiem czemu, ale jej koty mnie kochają. Tak było cały wieczór. Mizianki, przytulanki, lizanie, ocieranie się i takie tam. ![20250730_201243.jpg](https://files.peakd.com/file/peakd-hive/ataraksja/23vsQpqeaqY1RDW34aukLjpBJHrdmG4bjUk8XsrQ2RBcqzghS3RsQtSNjR1CaStPWSMMc.jpg) *Źródło: fotografia własna* Po powrocie do domu mój pies zwariował tak mnie obwąchiwał. Nagrałam nawet filmik, ale Wam go nie zamieszczę, bo widać jaki burdel mam na chacie i słychać mój zjebany głos. Nie chcę Was straszyć. Poszliśmy na długi spacer, ja słuchałam śpiewu Maca Millera i bardzo, ale to bardzo pragnęłam zniknąć, ale wiem, że to niemożliwe. Czy jestem złym człowiekiem, bo mam dość? To już nie chodzi o myśli S czy cokolwiek innego. Chodzi o to, że ja jestem już po prostu wyczerpana dwumiesięczną walką. To są już dwa miesiące odkąd ja walczę o życie, o każdy dzień i tak po ludzku jestem już po prostu zmęczona. Nigdy nie miałam w swoim życiu tak ciężkiego i długiego epizodu depresji. Bywały trudne chwile. Odejście matki, śmierć bliskiej osoby i takie tam, ale zawsze się dźwigałam. Nigdy nie było tak, że przez tak długi okres czasu chciałam nie być. A tu dwa miesiące i nie zmienia się nic jak rapował Peja kiedyś. Nie wiem, ale chyba 19 sierpnia jak w końcu udam się do pani doktor mojej, bo będzie po urlopie to będę apelować, żeby kompletnie wymieniła mi leki. Ewidentnie one nie działają pomimo stale zwiększanych dawek. Ja już też nie mam siły ciągle łykać garściami tabletek po to, żeby żyć. Rozumiem, że muszę brać leki, akceptuję to, że muszę je brać do końca życia, ale chcę, żeby były skuteczne do kurwy nędzy. Ktoś, kto na przestrzeni ostatnich tygodni staje mi się coraz bliższy chce zrezygnować z walki o swoje zdrowie, a ja nie wiem co zrobić, żeby jednak nie rezygnowała. Nie chcę, żeby coś jej się stało. Po prostu. Rozmawiamy prawie codziennie przez telefon, otoczyła mnie troską niemalże matczyną. I chyba się przywiązuję powoli do tego człowieka i na ten moment nie mogę sobie wyobrazić scenariusza, że będę musiała iść do niej na cmentarz prędzej czy później. Nie teraz, nie w tym momencie, nie w takim wieku. Napisałam wspierającą wiadomość, która jednocześnie przedstawia inną perspektywę na tę sprawę, ale czy to coś pomoże? Nie sądzę, ale będę próbować choć przede wszystkim chcę wspierać. Jest mi kurwa ciężko. Do jutra. PS. Nawiązując do drugiego zdania tego wpisu: jest 23:30, a mi się kompletnie nie chce spać, jestem spięta, zestresowana i już teraz wiem, że nie ma żadnych szans na sen tej nocy. No i to tyle było z regularnego snu, amen.
#polish #pl-blog #pl-emocjonalnie
Payout: 0.000 HBD
Votes: 70
More interactions (upvote, reblog, reply) coming soon.