https://pixabay.com/get/g9321aab7adafbeaeec08d1e1e2e0762eacf95e7a19cf19fe4e11d7fb0481d6dd3952b923019fecc69e9113e4ece08e6aa7eda986acff5a445df81999594261b6_1920.jpg
Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Mój świat na trzeźwo jest nie do zaakceptowania. Otworzyła się każda stara rana. Każda. Z jednej strony może i dobrze, bo przecież kiedyś musiało to nastąpić, a są rzeczy, które skrywałam tak długo, że zapomniałam o ich istnieniu, ale czy to nie pociągnie mnie zupełnie na dno? Nie wiem. Odtrąciłam przyjaciółkę. Nie chcę słuchać morałów AA. Ja dobrze wiem co się stało i dlaczego. Tylko nie mogę jej tego powiedzieć, bo nie mogę z nią szczerze rozmawiać jeśli nie chcę się narazić na frazesy trzeźwościowe. Złamanie abstynencji jest skutkiem, a nie przyczyną, a ludzie ze wspólnoty nie za bardzo to potrafią zrozumieć. Czy jeśli nie mogę być z kimś szczera to czy jest to przyjaźń? Od kilku dobrych miesięcy mam co do tego coraz więcej wątpliwości i bardzo mnie to boli. Rozmawiałam dzisiaj z koleżanką i w trakcie rozmowy zdałam sobie sprawę z tego, że jestem na świecie kompletnie sama. Mam znajomych, dilera, koleżanki, kolegów, ale nie mam rodziny. Jest babcia i dziadek, którzy są dla mnie najważniejsi, ale chronię ich przed swoim własnym życiem i zawsze opowiadam im farmazony jaka to jestem szczęśliwa. Pozostali są, ale w sumie ich nie ma tak jak i mnie dla nich. Każda rana czy stara czy nowa krwawi jak nigdy w życiu. A ja stoję i jestem totalnie bezradna i nie wiem jak się z tego gówna podnieść. A najgorsze jest to, że nie jestem przekonana czy w ogóle chcę..
Do jutra.