https://pixabay.com/get/gda504c0090882caf4c9c6a52406871be9359ba518e76f29275fcbbce4991b6d7bb52448de177487902e1675b216ddf2eebce5a5082398fa8dd6d6fb08b503273_1920.jpg
Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Demony, autodestrukcja, masakra. Leżę w łóżku, wstaję, piję, przyjeżdża on, ćpamy i pijemy, wracam do łóżka i tak w kółko. I nie jest najgorsze to, że ja nie wiem jak to przerwać. Doskonale wiem. Jestem po trzech odwykach, kilku terapiach uzależnień. Doskonale to wszystko wiem. Po prostu nie wiem czy chcę. I tu się pojawia problem. Ostatnio jak byłam u psycholog na terapii to mi powiedziała, że uprawiam odroczoną eutanazję i może miała rację? Choć ciężko taką autodestrukcję nazwać eutanazją, to zbyt ładne określenie na zezwierzęcenie, które panuje aktualnie w moim życiu. W nocy myślałam, że się przekręcę od narkotyków. Żeby nie wzywać pogotowia, bo kto to widział to sobie zbiłam dolegliwości antydepresantami. Co za absurd. To naprawdę bolesny upadek i choć liczyłam się z tym, że kiedyś może coś takiego nastąpić to nie sądziłam, że aż tak wykurwię ryjem o ziemię.
Do jutra.