Dobry wieczor.
Męczyłam sie w nocy z katarem. Naprawde niewiele udalo sie pospac. Wstałam tak zmeczona ze ledwo na oczy widziałam. Na szczęście to tylko przeziębienie. Zadne dodatkowe objawy sie nie pojawiły wiec nie sądzę żeby choroba miala sie rozkręcać.
Cały dzień przeleżałam w lozku. Wstawałam tylko na posiłki I leki. Przebrałam tez sobie pościel ponieważ pani opiekunka stwierdziła ze skoro jesteśmy chore to dostaniemy świeża pościel. Ucieszyło mnie to mega. Zawsze to przyjemniej spac w świeżości. To byla moja jedyna aktywność dzisiaj. Tak to leżałam i co chwile przysypiałam. Nie wiem co sie ze mną dzieje ze jestem taka pasywna od kilku dni. Czy to kwestia choroby lekow czy jeszcze czegoś jeszcze?
Napisała do mnie przyjaciółka wiadomość o treści mniej więcej pytającej co sie ze mną dzieje ze z nia nie rozmawiam tak jak dawniej. A ja dostałam furii i zamiast chociaz spróbować sie z nia skomunikować to nawarczalam i tyle z tego wyszlo. Ciężko mi emocjonalnie z ta relacja. Z jednej strony nie chce jej stracić bo kocham i jest dla mnie niezwykle ważnym człowiekiem ale z drugiej strony nie czuje sie w tej przyjaźni ważna chciana i potrzebna co siada mi na banie. Mysle ze swoją dzisiejsza odzywka zaprzepaściłam wszystko.
Czuje sie nieszczesliwa i samotna. Nie mam do kogo otworzyć ryja. Nie ma mnie kto odwiedzić. Jakieś ciężkie te ostatnie dni. Mam ochotę sie poddac bo skoro inni mają w dupie co sie ze mną dzieje a ja tez mam to w dupie to po co sie starać i męczyć?
Do jutra.