Dobry wieczor.
Wstałam i juz czułam ze bedzie sie działo. Rozmaite emocje mna targały juz od samego rana. I nie myliłam sie. Podczas stania w kolejce żeby wziąć leki na czczo doszło do mojego spięcia z inną pacjentka. Oczywiście ja bylam prowodyrka awantury. I znowu w ruch poszły wulgaryzmy. Zjadlam śniadanie i poszlam do pani psycholog.
Zapytałam czy znajdzie czas na rozmowę bo jestem kompletnie rozsypana i sama nie wiem jak sobie poradzić. Ku mojemu zaskoczeniu pani Kinga stwierdziła ze czas ma nawet teraz i zaprosiła mnie do gabinetu. Rozmawiałyśmy 1,5h. Bardzo długo. I bardzo trudna to byla rozmowa. W skrócie mówiąc to nie radzę sobie z emocjami bo nie stawiam granic tylko kumuluje w sobie gniew aż do poziomu furii a poza tym moja przyjazn wcale nie byla przyjaźnią a poza tym druga relacja ma znamiona relacji bardzo zdrowej a poza tym przede mną bardzo dużo pracy co mnie podłamało. Czułam sie jakbym dostawała cios za ciosem a to w żeberko a to w brzuszek a to w ryja. Ciężko niektóre rzeczy wziąć na klate. Bardzo ciężko. Ale ewidentnie sa rzeczy z którymi musze sie zmierzyć jeśli chce szczęśliwie zyc. Najbardziej boje sie ruszać traumy. Bardzo sie boje ze tego nie udźwignę i albo cos sobie zrobię albo pójdę w melanż życia. Jest parę spraw ktore zakopałam bardzo głęboko w sobie ale okazuje sie ze to nie jest najlepsza metoda dbania o zdrowie psychiczne i fakt ze jeszcze sobie nie zrobiłam krzywdy ostatecznej jest godny podziwu. Natomiast z dobrych wiadomość musze sie pochwalić ze zapytałam pania psycholog o stała współpracę po wyjściu ze szpitala i powiedziala ze tak jej sie spoko ze mną pracuje ze jak najbardziej możemy to ogarnac i to na NFZ. Byłam w ciezkim szoku ale oczywiście ucieszyło mnie to. Czyżby ktos nade mną czuwał?
Mialam jeszcze rozmowę z lekarzami ale nie wiem czemu ona miała służyć.
Reszta dnia to walka o przetrwanie. Jestem zmeczona. Serio.
Do jutra.