
Źródło: Filmweb
Uszanowanko.
Totalnie randomowo wybieram sobie filmy do oglądania. Co mi podpowie Netflix / HBO Max i mi się spodoba opis to włączam. Tu po opisie w sumie totalnie nie wiedziałam ani o czym jest ten film ani czego się spodziewać i ta ciekawość przeważyła i włączyłam.
Zarys jest taki, że cwaniaczek z Bronxu, który leje ludzi po mordach w klubach nocnych z totalnego przypadku zostaje kierowcą czarnoskórego pianisty. To brzmi jak odjechany absurd i trochę przez to zestawienie spodziewałam się komedii, ale do śmiechu nie było mi wcale.
Świat w tamtym czasie to rasizm w czystej postaci. Nie jestem rasistką. Gardzę jedynie Izraelem i trzodą, która przyjeżdża demolować nasz porządek świata. I tyle. A to czy ktoś jest czarny, żółty, zielony to jest mi totalnie obojętne. Chyba, że to Izrael to sorry, ale ban dożywotni. Wracając. Mój mózg nie potrafi przyswoić informacji, że nie możesz wejść do jakiegoś miejsca ze względu na cechy, na które tak naprawdę nie masz wpływu typu kolor skóry, pochodzenie. Jako naród przerabialiśmy to w trakcie wojny. Ale no nie, nie mieści mi się to w głowie. Nie chcę takiego świata. Jestem naiwnym dzieckiem, które tupie nogami, bo chcę, żeby świat był dobry dla ludzi dobrych, a kurewsko zły dla potworów. I ten film dobitnie pokazuje jakim gównem jest rasizm. Jakie to upokorzenie dla drugiego człowieka, jakie to wynaturzenie oprawcy, jak niskie instynkty kierują ludźmi, którzy stosują przemoc fizyczną bądź werbalną, uprzedzenia, marginalizację. Bardzo mnie to wzruszało. Bardzo mi było przykro jako człowiekowi, że ludzie ludziom robią takie rzeczy zamiast żyć w harmonii. Patrząc na pewne sceny pojawiło się nawet uczucie wstydu, że dzielę z niektórymi bydlętami kolor skóry. I nie, nie jestem zakochana w czarnych. Nie jestem zakochana w nikim. Rasizm działa również w stronę białych o czym niektóre lewaki zapominają i tym też gardzę.
Gdyby nie moja nadwrażliwość totalna to film bywa zabawny. Serio. Tony Wara skradł moje serce. Jego postrzeganie świata i ludzi to jest mistrzostwo świata. Aczkolwiek bardzo miło mi się obserwowało jego przemianę. Na początku filmu można zaobserwować, że ma problem z czarnymi i to poważny. Dlatego tak absurdalne wydawało mi się podjęcie pracy DLA czarnego. Jednak Tony Wara to jest gość i daje radę i gdy trzeba zachowuje się jak porządny facet z jajami, a nie jakiś wypierdek rasistowski. Momentami miałam wrażenie, że za tym wizerunkiem zabijaki i kombinatora kryje się tak naprawdę dobry, troskliwy, ciepły gość i bardzo, ale to bardzo mi się podobało w tym filmie to, że postacie nie były oczywiste. Wszystko było wieloznaczne, rozbudowane, no miód.
Zakochałam się w tym filmie. Każdy kolejny wątek mnie zaskakiwał. Kompletnie nie wiedziałam co się zaraz stanie. Tony Wara skradł moje serce. Duże wrażenie zrobiło na mnie ukazanie tamtego świata i jego trudów. Mam w sobie taką refleksję, że ja bym chyba w takim świecie nie przetrwała, po prostu. Nie umiem kombinować, nie umiem zająć się domem, żeby mąż mnie utrzymywał, no musiałabym chyba dawać dupy, nie wiem. W każdym razie obserwowanie jak w tak trudnym świecie rodzi się męska przyjaźń, jak zmienia się zatwardziały światopogląd to była niesamowita przygoda. Żałuję, że obejrzałam ten film tylko dlatego, że już go znam i nie będę miała przyjemności z poznawania go kolejny raz i kolejny raz i kolejny.
Myślę, że warto ten film obejrzeć, bo to ciekawe spojrzenie na naszą równość wobec świata. A raczej nierówność i to jak możemy się w tym odnaleźć. Można kombinować, bić, kraść, a można otworzyć serce na drugiego człowieka i choć na chwilę przestać być drapieżnikiem, który próbuje przetrwać. Nie jest to film dla rasistów, bo te zjeby i tak nic z niego nie wyciągną, ale normalnym ludziom polecam. Ja się zakochałam totalnie.
Kiss, kiss.