Co jakiś czas zdarza mi się zjeść Makłowicza. Mam tu na myśli gotowe danie marki Makłowicz i Synowie zakupione w Biedronce. Mają one takie "obwoluty" z sylwetką pana Roberta. Nigdy ich jednak nie wyrzucałem, tylko odkładałem w skrzyni. W jakim celu? Tego przez długi czas nie wiedziałem, ale miałem przeczucie, że mogą się do czegoś przydać. No i dobrze zrobiłem, bo w tym tygodniu pojawił się nowy pomysł...
Pisałem już o tym, ale przypomnę: kabekowa rolka na Instagramie zadziałała i pojawia się coraz więcej nowych osób, które przychodzą z czystej ciekawości. Nie przyciągają ich wydarzenia, tylko sam fakt istnienia unikalnego miejsca określającego się jako niezależne terytorium. Z jednej strony super. Z drugiej jednak nigdy takich osób nie było, więc KBK jest nieprzygotowane na takie wizyty. Owszem można ich zaprosić do szafy, poczęstować Brisscolą i liczyć, że nikt im dobrego wrażenia nie zepsuje. No tylko nie jest to jakiś wyjątkowy experience.
Temat był podnoszony kilka razy na spotkaniach wolontariuszy i doszliśmy do wniosku, że najlepiej byłoby stworzyć grę polegającą na eksplorowaniu KBK. Dzięki niej turyści mogliby zająć się sami sobą. Jedna z koncepcji zakłada odszukiwanie przedmiotów z polaroidów. Wciąż jest ona na tapecie. W międzyczasie pojawiła się jednak inna, którą spokojnie można wdrożyć równolegle.
A gdyby tak stworzyć grę polegającą na szukaniu Makłowicza? Już w tym momencie pojawia się on w różnych miejscach.
Turyści mogliby dostać mapę i listę zakamarków, gdzie Makłowicz się ukrywa. Na przykład: - fragmenty kafli z zamku Tenczyn w Rudnie, - fotografia Tarnowa z początku XX wieku, - regał z napojami z całego świata.
Oczywiście można dodać do tego jakieś krótkie opisy. Przy każdym Makłowiczu byłby jakiś symbol, litera albo choćby znak głagolicy, który byłby elementem hasła lub pomagał rozwiązać jakąś większą zagadkę.