To już chyba ostatnia z wystaw jakie zaplanował poprzedni dyrektor Zachęty Janusz Janowski. Pomysł organizacji wystawy Morandiego jak widać spodobał się i został zrealizowany przez nową dyrekcję.
Morandi jest jednym z najważniejszych włoskich artystów XX wieku i wspaniale, że można zobaczyć jego niezwykle oszczędne martwe natury, które zadziwiają efektami jakie można osiągnąć ograniczając się do najprostszych form i do barw rozmytych i jakby spranych.
Szkoda jedynie, że nie można dobrze przyjrzeć się pokazanym obrazom, bo wszystko tonie w półmroku. Czy to świadomy zamiar? Chyba nie, raczej konieczność dostosowania ogólnego oświetlenia do wymagań koserwatorskich, jakie łączą się z prezentacją prac na papierze. Tracą na tym obrazy olejne, które mogłyby zostać lepiej oświetlone.
Czy aranżacja wystawy byłaby inna gdyby dyrektorem był nadal Janusz Janowski? Można tylko zgadywać, choć na pewno dałoby znaelźć szczęśliwsze rozwiązanie wystawiennicze. W wielkiej sali Zachęty małe prace Morandiego giną. Być może zamiast wieszać na ścianach lepiej sprawdziłyby się ścianki, które podzieliłyby przestrzeń galerii na mniejsze części i reflektory zwieszone na niższej wysokości. Ale nawet mimo to wystawę koniecznie trzeba zobaczyć.