Nie interesuję się szczególnie ceramiką, chociaż może powinienem. Czasem oglądam pokazy Keramosu i zawsze jestem pod wrażeniem. Ale kiedy dowiedziałem się że ostatnią wystawą dyrektora Zachęty będzie wystawa ceramiki to lekko czułem się rozczarowany. Po niesamowitej wystawie Ignacego Czwartosa i ciekawych przekrojowych wystawach polskiego malarstwa współczesnego trochę myślałem, że na koniec mogłoby się pojawić coś mocniejszego. Problem w tym, że nikt nie planuje własnego zwolnienia. Na dodatek wystawę Henryka Luli szybko przykryła skandaliczna decyzja o uniemożliwieniu wzięcia udziału w Biennale weneckim Ignacemu Czwartosowi.
Bardzo podobał mi się sposób zaaranżowania ekspozycji. Może się wydawać, że podesty na których umieszczono prace mogłyby być wyżej, ale w rzeczywistości to wcale nie przeszkadzało w oglądaniu.
Rzadko spotyka się wystawy, które wywołują takie wrażenie harmonii jak ta. Lula potrafił znaleźć idealną formę dla swoich prac, a jednocześnie można dostrzec w nich wspólne cechy które odróżniają je od prac innych ceramików. Ich kształty są idealne i zarazem osobiste.
Chociaż właściwie źle napisałem, to nie była ostatnia wystawa zorganizowana przez Janusza Janowskiego w Zachęcie. Potem była jeszcze fenomenalna wystawa Krzysztofa Klimka, a rzeczywiście ostatnia to otwarta dwa tygodnie temu wystawa Giorgio Morandiego.