Dobry wieczór polska społeczności Hive.
Dzisiaj trochę przemyśleń na temat mojej działalności w tym ekosystemie po niespełna dwóch miesiącach członkostwa. Do tej pory sporo eksperymentowałem z różnymi formami prowadzenia bloga, stylami, treścią i ogólnym wyglądem tychże wpisów. Raz po polsku, trochę po angielsku, albo w wersji dwujęzycznej. I trochę bije się sam ze sobą i zaczyna mnie to irytować, fakt pisania postów w dwóch językach czy w samym angielskim. Wiem już, że tak nie chcę. Nie potrzebuje trafiać do wszystkich i pisać w języku, który bardzo słabo znam i muszę korzystać z tłumaczy. Kiedy zaczynałem, nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że społeczność polska jest tu tak liczna. A okazało się, że jest dla kogo pisać w rodzimym języku. Teraz to już wiem i dlatego mam już pełną świadomość do kogo chcę kierować moje treści (tutaj głównie fotograficzne i związane z fotografią i podróżami przeżycia i rozmyślania) i że nie chcę mieszać języków, próbując zwiększyć zainteresowanie szerszego grona. Dlatego przychodzę do Was z nową serią postów, która skupiać się będzie na typowych plenerach, które odbywam w ramach mojego największego hobby, którym bezapelacyjnie jest fotografia krajobrazowa. Uwielbiam fotografować każde krajobrazy. Od rozległych scenerii, potężnych gór, morskich pejzaży, po okoliczne lasy, pola i łąki. Jest to dla mnie najlepsza forma relaksu i ucieczki od codziennych problemów i spraw. I chce się tym dzielić bez ograniczeń językowych. Nie mówię, że od czasu do czasu nie napiszę czegoś w anglojęzycznych społecznościach, bo pewnie tak będzie, ale na co dzień pozostanę jednak przy naszej polszczyźnie. I to tyle słowem "krótkiego" wstępu do nowej serii. Czas przejść do konkretów.
Piąty listopad 2024. Bardzo wcześnie położyłem się spać ubiegłej nocy, a właściwie późnego wieczora, będąc wyczerpany po nocnej zmianie, której nie było mi dane odespać. Dzięki temu o godzinie 4 rano byłem już totalnie wyspany i o dalszym kontynuowaniu wegetacji w łóżku nie było absolutnie żadnej mowy. Zerknąłem za okno no i zobaczyłem, że jest dość mgliście. To oczywiście dla mnie oznacza jedno - będą dobre zdjęcia o wschodzie słońca. Wrzuciłem do plecaka sprzęt foto, coś na ząb i napełniłem termos kawą, po czym wyruszyłem w teren.
Dotarłem na miejsce około godziny przed wschodem. Mgła nie była zbyt gęsta, ale wystarczająca, żeby wprowadzić przyjemny, lekki nastrój do zdjęć.
Najpierw fotografowałem przed wschodem planując kadry, żeby o wschodzie mieć już przygotowany ten najlepszy jaki oferowała lokacja.
Delikatna mgła i oszroniony grunt. Lubię takie połączenie.
Słońce zaczęło rozświetlać całą scenę wprowadzając ciepły nastrój, do chłodnego, jesiennego krajobrazu.
Wschód słońca okazał się nie być szczególnie spektakularny, ale w połączeniu z mgłą dał mi to, na co liczyłem i warto było się ruszyć wcześnie w teren.
Na koniec przeniosłem się kilkadziesiąt metrów dalej, aby uwiecznić scenerię z innej perspektywy i wykorzystać złotą godzinę.
Pamiętam ten poranek, jakby to było wczoraj. Był zdecydowanie przyjemny i brakuje mi takich na co dzień. Przy aktualnej pracy niestety ciężko o regularne tego typu wypady. Częściej zdarza mi się ostatnio fotografować nocne niebo i zjawiska na nim (a w październiku będzie się działo w tym temacie - dwie komety!), niż wschody słońca. Być może kiedyś się uda zwiększyć częstotliwość wczesnych plenerów, a na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że miło spędziliście czas przeglądając ten wpis i że to odpowiednie miejsce na tego typu treści. Dajcie znać jeśli tak nie jest :)
Dobrej nocki kochani!