Przyszła pora na ostatni już post w temacie rodzinnej wyprawy w Bieszczady. Po przejażdżce Bieszczadzką Kolejką Leśną udaliśmy się na obiad w Cisnej. Po obiedzie cała ekipa była raczej ociężała i nikomu nic specjalnego robić się nie chciało, ale przecież im nie odpuszczę. Zaplanowaliśmy wizytę w Chatce Puchatka i nie chciałem słyszeć żadnych wymówek. W Bieszczadach się często nie przebywa, więc trzeba pobyt wykorzystać i kropka. W końcu wszyscy się zgodzili. Pogoda była niepewna dlatego szukałem szybkiego, krótkiego i ciekawego szlaku na ten dzień. Pomyślałem właśnie o Chatce ze względu na fakt, że poprzednim razem, kiedy sami z żoną byliśmy na Połoninie Wetlińskiej, schronisko było w remoncie i nie udało się nam go odwiedzić. Więc decyzja była dość szybka.
Jako punkt startowy wędrówki wybraliśmy parking na Przełęczy Wyżnej, skąd żółtym szlakiem powędrowaliśmy do celu. Nie mam zdjęć z samego szlaku, dopiero w końcowej fazie po opuszczeniu lasu zacząłem fotografować. A dlaczego tak się stało, po kolei się wyjaśni. Szlak żółty z przełęczy, to chyba najkrótsza trasa do schroniska. Nie jest wymagający, jedynie miejscami konieczne jest delikatne wzmożenie pracy mięśni. Nikt z nas nie narzekał.
Kiedy zawitaliśmy na parkingu zaczęliśmy wszyscy od zmiany obuwia na trekkingowe. Pokazałem rodzince nasz cel. Z parkingu widać Chatkę. Byli załamani... "przecież miało być niedaleko", "mówiłeś, że to krótki spacer!". Dalej mi nie ufali. Z parkingu faktycznie wydaje się, że Chatka jest oddalona o kawał czasu drogi. Wysłuchałem co mieli do powiedzenia i skwitowałem jedynie, że im dłużej będą narzekać, tym później wrócimy na zaplanowanego na wieczór grilla. Będzie dobrze, nie zmęczycie się i będziecie zadowoleni. Czas w drogę i nie marudzić.
Kupiliśmy bilety do Bieszczadzkiego Parku Narodowego w kasie biletowej znajdującej się kilka chwil spacerkiem od parkingu i wtedy już nie było odwrotu. Nastroje bardzo szybko się poprawiły. Droga mijała błyskawicznie. Dawno się wszyscy razem nie widzieliśmy i wpadliśmy w wir rozmów o sprawach bieżących. Nie zabrakło też wspomnień dawnych wydarzeń. Dobrze tak się spotkać na wspólnej wyprawie.
Las którym wędrowaliśmy był częściowo zamglony, ale nikomu to szczególnie nie przeszkadzało. W odróżnieniu od markotu na parkingu, podczas wędrówki było słychać głownie śmiechy. Cieszyliśmy się wspólnie spędzonym czasem. Naprawdę ciężko nam się wszystkim spotkać razem. Pisałem o tym w poście poświęconym Tarnicy.
W pewnym momencie śmiejąc się wniebogłosy poślizgnąłem się "delikatnie". Kolano stłuczone, ale można było iść dalej. Nie takie upadki się w życiu miało. Chatka wzywała, a głód widoków ciągnął do góry.
Po opuszczeniu lasu wszelkie wątpliwości, co do długości trasy minęły wśród niedowierzających osobników mojej rodziny. A nie mówiłem? Ukazała się nam Połonina Wetlińska i zachwyciła w swej niepodważalnej urodzie.
Mojego poprzedniego pobytu na Połoninie nie wspominam najlepiej. Dopadł nas potężny wiatr i ulewa podczas powrotu z Osadzkiego Wierchu. Była to moja (nasza) najgorsza wyprawa górska. Nie polecam takich wypraw, szczerze.
Tym razem mimo zachmurzenia było prawie bezwietrznie i nie prognozowano żadnych opadów, więc pod tym względem było o niebo lepiej. A mnie zachmurzenie w górach nie przeszkadza. Wręcz wolę. Większa dramaturgia na fotografiach. Coś się dzieje. I całkiem szczerze bardziej preferuje pochmurną aurę niż czyste niebo przy górskich przechadzkach.
Dotarliśmy do celu. Zanim przekroczyliśmy progi schroniska, podeszliśmy jeszcze na Hasiakową Skałę (1232m. n.p.m), czyli szczyt tuż nad Chatką. Samo schronisko natomiast jest najwyżej położonym w całych Bieszczadach. W roku 2020 rozpoczęto remont a właściwie rozebrano stary budynek i wybudowano nowy. Prace ukończono we wrześniu 2022 roku.
Zrobiliśmy sobie kilka zdjęć na szczycie, nacieszyliśmy się pięknymi widokami i poszliśmy do schroniska. Każde z nas wypiło kawę i zjadło coś słodkiego na deser. Tutaj musze się przyznać do jednej niedopuszczalnej rzeczy. Nie zrobiłem żadnego godnego zdjęcia budynku. Aż mi wstyd ;) Tak się zagadaliśmy z bratem, że zapomniałem o robieniu zdjęć, a później jakoś szybko się pozbieraliśmy i dopadł mnie chwilowy kryzys fizyczny. No i stało się. Jedynym zdjęciem jest to powyżej. Dach i tyle. Dramat.
Całość naszego spaceru z wizytą w schronisku, robieniem zdjęć i ogólnie spokojnym tempem zajęła nam około cztery godziny jeśli mnie pamięć nie myli. Po zejściu na parking tą samą trasą wróciliśmy do noclegu i zaczęliśmy się szykować do wspólnego grillowania.
Nie mam zdjęć do przygotowania pełnoprawnego reportażu z tej wyprawy ani też bardziej szczegółowego przewodnika. Dlatego zdecydowałem się na bardziej luźną formę opowieści wplecioną w zdjęcia. Mistrzem reportażu też nie jestem, zacząłem swoją przygodę z takimi tematami dopiero jakieś dwa miesiące temu, kiedy odkryłem Hive :)
Mimo to mam nadzieję, że coś ciekawego tu znaleźliście. Dziękuje za odwiedziny i dotrwanie do końca :) Jeśli macie ochotę, dajcie znać w komentarzach, czy podobała się wam ta forma opowieści. Trzymajcie się ciepło w te chłodne dni! Do zobaczenia wkrótce.
View this post on TravelFeed for the best experience.