Witajcie 👋
Dziś zapraszam Was na krótką wycieczkę w góry. Ze względu na uczestników wyprawy trasa musiała być niezbyt trudna i nie za długa. Padło więc na Horzelicę. Jak się później okazalo cel nie został osiągnięty, ale wycieczka została zaliczona do udanych.
Wędrówkę zaczęliśmy praktycznie w centrum Brennej (nieopodal amfiteatru). Stamtąd udaliśmy się na zielony szlak i zaczęliśmy naszą wspinaczkę. Na dzień dobry było dość strome podejście, które okazało się najtrudniejszym na trasie. Maluchy były na tyle zmęczone, że zaraz na lekkim wypłaszczeniu musieliśmy zobić przerwę regeneracyjną 😉 Na szczęście słonko ładnie świeciło, a widoki były już niczego sobie. Można więc było na spokojnie usiąść i odpocząć.
Ruszyliśmy w dalszą trasę. Zielony szlak był bardzo dobrze oznaczony.
Na szlaku zieleń urządziła sobie festiwal kolorów i nie sposób było zliczyć jej odcieni. Mnie najbardziej urzekła zieleń młodych krzaczków jagód. Coś piękniego.
Idąc tak w górę dotarliśmy w okolice Stasiówki. Tutaj postanowiliśmy zrobić kolejny postój i jak się okazało tutaj nasza wspinaczka się zakończyła (następnym razem trzeba będzie wybrać się z rana 😉).
Na drogę powrotną wybraliśmy szlak czarny. Był on dłuższy od zielonego, ale zdecydowanie bardziej łagodny i zejście nie sprawiło nikomu problemu.
Końcowy etap zejścia z góry był bardzo kamienisty, ale w Beskidach nie jest to odosobniony przypadek.
Po zejściu z góry czarny szlak wiedzie wzdłuż ulicy. Jednak po krótkiej chwili można odbić na boczną uliczkę, która prowadzi do ścieżki przy rzece Brennicy. Nią można bezpiecznie wrócić do centrum Brennej.
Nad rzeką spotkałam jeszcze niezapominajki 😉
Ocena szlaku: ⭐️ ⭐️ ⭐️ ⭐️ ⭐️ (5/5) Szlak godny polecenia rodzicom z małymi dziećmi. Ładne widoki. Niezbyt dużo turystów.
Osobiście bardzo lubię spacerować po górach. A Wy?
Pozdrawiam!
Pierwotnie opublikowano na O życiu, pasji i reszcie.... Blog na Hive napędzany przez dBlog.