Lato było cudowne w tym roku. Piszę było, bo już pojawiają się oznaki przemijania. Chodzą słuchy o nieśmiałych zorzach, neonowy mech powoli wtapia się w otoczenie, a tu i ówdzie wykwitają pierwsze żółcie i brązy. Taką nieco narzuconą granicą dla mnie stała się kolejna erupcja w okolicy Grindaviku, w połowie lipca. Spora chmura wyziewów, przemierzywszy kilkaset kilometrów, zawitała i do naszego zakątka. A że sztormów akurat nie było, to pył utrzymywał się w powietrzu około tygodnia. Pogoda też zaczęła wtedy kaprysić i tak mi się to spięło.
Pod koniec lipca niebo się przeczyściło, ale we mnie pozostał ślad melancholii i przekonanie, że letnia aura już w tym roku nie powróci. Wciąż zdarzają się piękne dni, ale to już nie ten ciąg pogodnych, pozbawionych nocy tygodni, które wręcz nie pozwalały spać. Jednocześnie jest we mnie pełna zgoda na to i cieszę się, że pojawia się coraz więcej czasu na sprawy inne niż praca i aktywność w terenie.
Prawdziwe lato objawiło się dla mnie w połowie maja i trwało niemal nieprzerwanie dwa miesiące. Przez ten czas zrobiłam około piętnastu wycieczek i kilka pomniejszych spacerów. Wszystkie wyprawy były fantastyczne - prócz jednej. Ta była o tyle udana, że nie zwiało mnie z lokalnego krateru.
Podczas tych licznych wędrówek, także wewnętrznych, pojawiała się we mnie myśl jak to opisać? Zobaczymy.
Dzisiaj przywołam chwile, które nie wymagają większego komentarza i pozwolą mi łagodnie wrócić do funkcji narratora. W roli głównej - słońce, które w lecie zachodzi bardzo późno i chowa się tylko na chwilkę sprawiając, że noc właściwie nie zapada. W tym roku doświadczyłam tego w wyjątkowy sposób, kończąc kilka podróży podziwiając świat skąpany w różowym złocie. To na pewno wybrzmi w kolejnych wpisach, jeśli się pojawią.
Ale teraz tylko lokalnie. Miasteczko i kawałek wybrzeża, które od dwóch lat są moim domem. Wielki Zderzacz Hadronów, jak nazywam to miejsce żartobliwie. Czuję się tu jak uczestnik eksperymentu, w którym Badacz, Badany i Boska Cząstka tworzą jedność.
W zeszłym roku podjęłam pewną decyzję - myślałam, by w tym sezonie zapuścić korzenie w otaczającej mnie rzeczywistości. Gdzieś po drodze zmieniłam zdanie. Przyszły inne pomysły, odpuściłam.
Na ten moment wersja jest taka, że czeka mnie trzecia zima, a potem czwarte lato w Grundo. Bez zobowiązań.
Do usłyszenia wkrótce - chyba że lato wróci, to później ;)
Islandia wte i wewte:
W stronę Rejkjawiku - Wielorybi Fjord (Hvalfjörður)
Podróż przez interior: przystanek Hveravellir
Landmannalaugar. Czy góry tęczowe są tęczowe?
Czy pafiny są słodkie?
Wokół półwyspu Snæfellsnes:
Międzywymiarowa Gra w Klasy
Wodospady Svöðufoss i Kerlingarfoss
Spacer do krateru Búðaklettur
Czarny kościół i wodospad Bjarnarfoss
Klify Hellnar i Arnarstapi
Plaża Djúpalónssandur i tajemniczy krąg
Helgafell, jedna z wielu świętych gór
Laugarbrekka i matka z Winlandii
Basen Bárðura
Lokalnie | aktualnie:
Z Wilsonami pod Grundafoss
Na dziko!
Sumardagurinn fyrsti czyli pierwszy dzień lata
Życie niegdyś morskie
Tu Orzeł
Aktualizacja zimowa