Świadomość konieczności zmian to nieodzowny element życia Królestwa Bez Kresu. Pojawiła się bardzo szybko, bo już po pierwszym miesiącu działania wiadomo było, że koncepcja szwankuje. Minęło 10 lat, a KBK wciąż szuka odpowiedniej formuły. Cóż, tyle czasu potrzeba było, aby uświadomić sobie proste prawdy.
- Prawda pierwsza: nie da się prowadzić tak dużego projektu tylko w oparciu o wolontariat.
- Prawda druga: niezwykle trudno jest utrzymać miejsce bazując na stałych darczyńcach, konieczne jest więc otwarcie się.
- Prawda trzecia: lokalizacja, widoczność i ilość progów do przekroczenia ma OGROMNE znaczenie.
Trzecia prawda dotarła do mnie całkiem niedawno. Uświadomiłem sobie, że KBK w Rzeszowie było w zasadzie skazane na porażkę, bo nikt przypadkowy nie mógł tam trafić. Niestety, krakowskie Królestwo też nie ma idealnej lokalizacji. Plac Biskupi jest co prawda w centrum, ale w porównaniu z Krowoderską ma o wiele mniejszy ruch. Do tego dochodzi kwestia zamkniętej bramy. Gdyby ktoś chciał zrobić kawiarnię w takim miejscu, to miałaby ona niemal zerowe szanse, aby się utrzymać. Potwierdza to zresztą poprzedni miesiąc. Akcja z kluczami sprawiła, że KBK stało się rozpoznawalne. Mimo to ogromna większość ludzi wciąż ma opory, aby zapukać w okno. Paradoksalnie w ostatnim czasie do KBK zajrzało więcej turystów niż ludzi z sąsiedztwa.
Powstaje więc pytanie czy KBK na Biskupiej 18 ma w ogóle sens? Mimo wszystko wierzę, że tak. Konieczne jest jednak zrewidowanie niektórych założeń. Przed rebrandingiem uważałem, że czymś, co może zagwarantować przetrwanie Królestwa jest skręcenie w stronę kawiarni. Wystarczy, że ludzie zaczną wpadać na coś do picia i to powinno wystarczyć. Sęk w tym, że ludzie mają opory by wchodzić gdzieś, gdzie nie ma łatwego dostępu. Kierunek ten jest więc ślepą uliczką. Problem z postrzeganiem KBK jako kawiarni lub raczej klubo-kawiarni jest też taki, że miejsc, gdzie można siąść i się czegoś napić jest w Krakowie multum, konkurencja jest ogromna i przebicie się jest cholernie trudne.
W tej sytuacji o wiele lepszym rozwiązaniem jest trzymanie się konsekwentnie nowej narracji KBK jako otwartej enklawy i dodawanie nowych elementów do tej układanki. Jeszcze 2 lata temu niemal całkowicie przekreślałem przyciąganie turystów. Wydawało mi się to niemożliwe ze względu na system rycarowy. Terminal zmienił jednak wszystko. A paradoksalnie to właśnie goście z innych stron Polski/świata szukają czegoś nietypowego. Otwarta enklawa może być dla nich intrygująca. Problem tylko w tym, by w ogóle się o niej dowiedzieli...