Dobry wieczór.
Już ponad 32 godziny nie śpię, więc chaos wypowiedzi może być przeokrutny, tym bardziej, że dużo się działo. A najwięcej dzieje się we mnie.
Nie spałam całą noc. Calusieńką. Nie wiem jak to skomentować chyba poza tym, że zaczynam być tym wszystkim coraz bardziej zmęczona i mój mózg zaczyna coraz bardziej pragnąć ulgi. I przez to w nocy nękały mnie różne wizje. Jak tak sobie z psem chodziłam po osiedlu i słuchałam jakiejś tam muzyki to nie wiem czemu przypomniał mi się mój były. W sumie pierwszy były. Spędziliśmy razem kilka lat rozstając się jakoś pod koniec gimnazjum i jak tak sobie teraz myślę to ani nigdy wcześniej ani nigdy później nikogo tak nie kochałam jak jego. Nigdy z nikim nie byłam tak szczęśliwa, a przeszliśmy przez piekło nadużywania różnych substancji, problemów w domach, prawie samobójstwa oczywiście mojego, bo to ja jestem od zawsze niestabilna, samookaleczenia też oczywiście mojego i mimo całego gówna, które nas otaczało nigdy z nikim nie byłam tak szczęśliwa. Wszystko co było po nim było nic nie warte. I w sumie tak mam do tej pory mimo tego, że minęło tyle lat to nie udało mi się z nikim stworzyć wartościowej relacji. Raz myślałam, że jestem blisko, ale to był tylko strach, nic więcej, na szczęście zamknęłam już ten etap za sobą. Spotkaliśmy się kilka lat temu. Z cztery może? Czy pięć? Nie pamiętam. Mam dziury w bani jeśli chodzi o daty przez używki. W każdym razie któreś kogoś zaczepiło na Instagramie, bo cały czas się obserwujemy i przyjechał do mnie rowerem z drugiego końca miasta w środku nocy. Siedzieliśmy, piliśmy wódkę i czas stał w miejscu. Totalnie. Potem widzieliśmy się jeszcze kilka razy i ucięłam to, bo za bardzo ryło mi łeb, bo ja się do relacji żadnych nie nadaję. Ale z jakiegoś powodu dużo o nim ostatnio myślę i mnie to wkurwia, bo nie chcę dawać sobie prawa do takich uczuć, bo to się zawsze, ale to zawsze źle kończy. Potwierdza to każdy mój związek począwszy od liceum do dnia obecnego. Amen.
Nad ranem miałam już dość. Po prostu po ludzku miałam już dość wszystkiego. Po 6 poszłam z psem, który był zdecydowanie bardziej zadowolony niż ja, potem poszłam do Biedronki, potem się zważyłam, bo przecież dzisiaj sobota i w sumie miła niespodzianka. Zdrowe odżywianie procentuje plus kroki plus bieganie i zaczęło się fajnie. Do celu droga dalsza niż na Marsa, ale chyba aktualnie cieszy mnie sama droga.

Nawodniłam się i miałam iść biegać, ale napisał ktoś, kto chyba staje się istotny w moim życiu, a z racji tego, że martwię się o nią to przysiadłam jeszcze w fotelu, żeby porozmawiać. Mega, ale to mega mnie ucieszyła informacja, że będzie się leczyć. Kamień wielkości księżyca spadł mi z serca, bo ja ze swoim czarnowidztwem już miałam przed oczami cmentarz dlatego postanowiłam wspiąć się na wyżyny mojej erudycji, aby jednak namawiać ją na leczenie. Pełny sukces, ulga, szczęście. I teraz ważne. Jakaś tam gadka, bla, bla, bla, nie będę streszczać całej rozmowy i dostałam wiadomość, której treść pozwolę sobie przytoczyć, bo będzie miała ogromne znaczenie dla moich późniejszych rozważań [zapomniałam chyba napisać na początku, że będzie długo dzisiaj]:
*"Zawodowo - dowiedziałam się dlaczego Ciebie nie było [byłam na odwyku i nie było mnie w pracy długo] i z największym szacunkiem podeszłam do Ciebie jako do wojownika, z którego należy brać przykład. Prywatnie nie wiem dlaczego ale Twój uśmiech poczucie humoru - są dla mnie ukojeniem i uwielbiam słuchać jak się śmiejesz. Twoja elokwencja i moralność mnie onieśmiela. Jesteś przykładem dla świata jak człowiek powinien się zachowywać i jaki powinien być".*
I nie wiem jak mam się do tego odnieść. Bo mnie wzrusz złapał straszny i aż mi się wszystko ścisnęło w środku, ale kurde.. No nie umiem się zgodzić. To są chyba najbardziej magiczne słowa jakie otrzymałam na swój temat, a ja nie umiem się z nimi zgodzić. I są we mnie dwa wilki: ten, który ma połechtane ego i w ogóle smaży dupę w promieniach słońca i ten, który rwie się do walki w imię zwalczania nieprawdy. No dobra, poczucie humoru mam, też je lubię. Bywa, że jak prowadzę ze sobą rozbudowane monologi zwłaszcza w epizodzie derealizacji to zdarza mi się nawet zaśmiać z tego także daję okejkę. Ale reszta? Ja i moralność? Alkohol, narkotyki, hazard, zło, zniszczenie, rujnowanie wszystkiego i wszystkich dookoła, totalna autodestrukcja i w tym wszystkim moralność? Ja przykładem? Chyba tego jak efektownie upaść. No serce by tak bardzo chciało, żeby to wszystko było prawdą, że szok. Naprawdę bardzo bym tego chciała.
Poszłam biegać i znowu zadziała się ta dziwna rzecz, że po nieprzespanej nocy biega mi się najlepiej. To już któryś raz tak. W każdym razie biegło mi się przyjemnie. Swoim leniwym tempem, bo przecież ja nie lubię się męczyć, ale było ok. Przebywanie w parku trochę ukoiło mi układ nerwowy, który jest rozjebany na pojedyncze atomy. Coś ta zieleń, cisza i spokój mają w sobie, że choć na chwilę udaje mi się wyciszyć. Powiedzmy. Lepsza godzina niemyślenia o demonach niż nic niby.




Wiecie co najbardziej lubię w bieganiu? Prysznic i posiłek po.
W ramach akcji zwalczania urazy do przyjaciółki wysłałam jej foty z zegarka patrz, biegałam, żyję, jestem, nie zabiłam się. No i dostałam kolejne pianie, na które totalnie nie zasługuję: jestem z Ciebie dumna, jesteś taka silna i takie tam.
No więc wysłałam to samo do mojego racjonalnego, sarkastycznego, złośliwego przyjaciela z nadzieją, że się pośmiejemy jaki to grubas jest wolny, a on jakby się umówił z pozostałą dwójką też zaczął pisać peany na moją cześć.
Nie umiem tego dźwignąć. Nie jestem tym człowiekiem, którym oni mnie widzą. Ja bardzo bym chciała taka być, oczywiście, ale jest to standard, do którego ja nigdy nie doskoczę. Fizycznie, psychicznie i emocjonalnie nie ma po prostu takiej możliwości. Narzucam sobie presję, aby sprostać wyidealizowanym wymaganiom wobec mnie, ale prawda jest taka, że ja nigdy tym wizjom nie sprostam. Po prostu. Z taką przeszłością, z takim sumieniem, a raczej jego obciążeniem, z tyloma przywarami po prostu nie da się podskoczyć powyżej jakiegoś poziomu choćbym się zesrała. I czuję zawód, że oni w końcu poczują zawód jak otworzą oczy. Przykro mi. Realnie mi przykro.
Zadzwonił kumpel i choć nie miałam kompletnie ochoty na rozmowę, nie tylko z nim tylko ogólnie, po prostu to poświęciłam mu z 40 minut. Potrzebował tego, więc byłam. Kosztem siebie, bo wyczerpała mnie ta rozmowa do zera. Psychicznie i emocjonalnie. Po rozłączeniu się zauważyłam, że tak jakby zapomniałam o tym, że na 17 jest miting, a ja już jestem spóźniona.
Wpadłam więc po czasie czego nienawidzę. Nienawidzę się spóźniać. Mało rzeczy bardziej mnie denerwuje niż spóźnianie się. W każdym razie wpadłam, usiadłam i w sumie za dużo nie straciłam, to jedyny plus. Lubię sobotnie mitingi. Dobrze się tam czuję, bezpiecznie się tam czuję. Był nowy chłopak, któremu dałam od razu namiary na anonimowych narkomanów, bo z tym też ma problem, a ja też chodziłam, więc warto się dzielić dobrą nowiną. Chyba pierwszy raz, a przynajmniej ja nie kojarzę takiego incydentu załamał mi się głos i nie mogłam dokończyć wypowiedzi. Po prostu. Totalnie się załamałam przez to wszystko: stres, poniedziałkowe badania genetyczno - onkologiczne, brak snu, chęć powrotu do używek, presja, zawalanie wszystkiego czego tylko się dotknę, całe szambo po prostu się wylało. Oczywiście ja, jak to ja, kilka chrząknięć otarcie oczu i dokończyłam wypowiedź, ale dno i metr mułu. Jak wychodziliśmy to Leszek żegnając się ze mną, a zna mnie od moich pierwszych kroków we wspólnocie kiedy co tydzień na mitingu mówiłam, że znowu zapiłam, ale teraz to już ostatni raz miał w oczach jakiś taki dziwny wyraz. Troskę? Smutek? I chodził z nami na tę grupę te 5 czy 6 lat temu taki świętej pamięci Jurek. I on mi bardzo kibicował, ale nie dożył mojej trzeźwości czego bardzo żałuję, bo bardzo go lubiłam. I Leszek powiedział, że byłby ze mnie dumny i rozpadłam się jeszcze bardziej.
Nie wiem czemu zamiast na autobus poszłam na tramwaj. Totalnie nie wiem. Tramwaj jedzie dokoła miasta, w ogóle bez sensu, ale już miałam to w dupie. Wysiadając z tramwaju musiałam przejść przez osiedle, gdzie mieszkałam w liceum. Te wszystkie ławki, murki, klatki gdzie piłam i ćpałam. Brakuje mi tego. Realnie od paru dni brakuje mi substancji, które pozwolą mi się choć na chwilę odurzyć, bo mam po prostu dość, jestem na skraju kolejnego załamania nerwowego, które nie wiem jaką tym razem będzie miało siłę rażenia. No i wisienka na torcie jak bezwiednie stanęłam przed blokiem, gdzie mieszkałam z matką, która była moim oprawcą. Zawsze jak tamtędy przechodzę mam ochotę wziąć kurwa coś ciężkiego, powybijać okna i spalić to skurwiałe mieszkanie. Nienawidzę tego miejsca. Tylko ją bardziej nienawidzę. Potem jest to mieszkanie. Dobił mnie ten spacer do domu. Po prostu mnie dobił.
Poszłam na spacer z psem i nie pomogło mi to wcale. Zapomniałam o jeszcze jednym: w przyszły poniedziałek [nie ten co teraz będzie, bo w ten będę umierać w Szczecinie] mam pojechać na zamknięty odwyk dla kobiet i opowiedzieć o swoim doświadczeniu w trzeźwieniu, aby zainspirować panie skoszarowane tam do trzeźwienia, rozwoju i takie tam. Groteska.
Mam dość. Mam po prostu dość. Siebie najbardziej. Swojej głowy, psychiki, rozumu, serca, uczuć, emocji, przeszłości, przyszłości, wszystkiego co ze mną związane. Dzisiaj nawet w rozmowie z kolegą pierwszy raz od nie wiem kiedy, chyba wielu lat, nie kryłam się za debilnymi żartami, sarkazmem, ironizowaniem. Po prostu. Mam to w dupie. Nie mam siły zakładać mojej maski, po prostu i mam to w dupie. Są momenty, że chciałabym zniknąć, ale to nie jest dobry pomysł. Za bardzo obciążyłoby to psychicznie osoby, dla których jestem ważna. Nikt jednak nie może mi zabronić z powrotem zjebać się na dno i przez całe te 20 miesięcy trzeźwości nigdy nie byłam tak blisko alkoholu i narkotyków. Nigdy. Kasyno mnie nie kręci, w ogóle nie mam zajawki na ulgę behawioralną, ale na chemiczną owszem. I nie wiem dokąd mnie to zaprowadzi. Coś tam jeszcze powalczę, ale..
Po takich przyjemnych miejscach się dzisiaj szwędałam. Przyjemnie jak w mojej głowie i duszy.

*Źródło: fotografia własna*
Amen.
PS. Prawie 35 godzin bez snu.
Dziennik #214/2025 - nie wiem
@ataraksja
· 2025-08-02 20:05
· polish
#polish
#pl-blog
#pl-emocjonalnie
Payout: 0.000 HBD
Votes: 180
More interactions (upvote, reblog, reply) coming soon.